środa, 23 kwietnia 2014

Spojrzenia

... Czuję na powiekach ciepło promieni słonecznych. Otwieram oczy. Pomału mrugam. Przyzwyczajam oczy do światła słonecznego...
Patrzę na zegar stojący naprzeciw mojego łóżka. Jest godzina 07:50. O tej porze parowiec jest w ,,pełni życia". Podchodzę do szafki z ubraniami, wybieram brązową sukienkę, a na to beżowy żakiet i do tego brązowe baletki na lekkim obcasie.
Wychodzę z pokoju, kieruję się w stronę burty kierującą na promenadę, otwieram drzwi na zewnątrz i czuję morską bryzę w moich włosach wymieszaną z ciepłem promieni słonecznych. Na zewnątrz słychać dzieci ganiające, śmiejące się. Słychać szczekające psy jakiś zamożnych pasażerów. Kieruję się w stronę ławki na której 6 godzin temu spał Jack.
Siedzi na tej ławce i coś maluje bądź szkicuje. Zaczynam:
-Hej Jack.
-Hej Rose.
Pocałował mnie w policzek na przywitanie, bo na pokładzie mogą być jacyś koledzy Luka.
-Co tam Jack?
-A po prostu szkicuję tego faceta z dzieckiem- mówi to pokazując palcem na faceta ze swoim synkiem.
-Aha. Pokarzesz mi?
-Jasne. (:
Pokazał mi ten szkic. Jest naprawdę piękny. Mówię:
-Ale piękne. Będziesz mógł mnie któregoś dnia tak namalować?-pytam.
-Czemu by nie?
Mówiąc to uśmiecha się go mnie. Tak słodko, że uginają się pode mną kolana...(<3) On mówi tak słodko,że.... Ojej... Za bardzo się za marzyłam.... Ale on ma takie słodkie oczka....

***

Przechodzimy razem po pokładzie, Jack opowiada mi o swoim życie, w tej chwili jest w trakcie opowiadania jak trafił na Titanica...
Jack skończył opowiadać dzieje swojego życia.
W pewnym momencie zapytał się mnie:
-Kochasz go?
-A skąd to pytanie?
Odpowiadam zaskoczona tym pytaniem...
-A po prostu chcę wiedzieć czy go kochasz, czy mam jakieś szanse u Ciebie...
-A jeśli odpowiem ,że ,,nie''. To?
-To będę pewny ,że kochasz kogoś innego.
-A więc odpowiedz na to pytanie brzmi.... nie.
-Wiedziałem...
-Chcesz wiedzieć kogo kocham?
-Tak. Kto to jest?
-Tym kimś jesteś ty... <3
-Miło wiedzieć... <3

***

Nastało późne popołudnie, opieram się z Jackiem o balustradę, opowiada mi to co umknęło mu wcześniej...
-Pracowałem trochę na kutrze w Monterey, potem na molo w Santa Monica, gdzie malowałem portrety za 10 ¢ sztuka.
-Dlaczego ja nie mogę ruszyć przed siebie kiedy chcę? Powiedz, że pojedziemy na to molo choćby bo się miało nie spełnić.
-Nie. Pojedziemy tam. Będziemy pić tam tanie piwo, jeździć kolejką górską, aż się porzygamy, będziemy jeździć konno po plaży, ale po kowbojsku, damskie siodło nie wchodzi w grę.
-To znaczy.... okrakiem?
-Tak. Jeśli chcesz..
-Naucz mnie jeździć po męsku- mówię zdecydowanym głosem- i pluć jak facet.
-Nie uczą tego na pensji? -pyta z sarkastyczną miną.
-Nie-odpowiadam z uśmiechem na ustach.
-Choć pokarzę Ci. Nauczę Cię.
-Jack, nie mogę.-ciągnę go za rękaw.
-Tak.
-Nie. Jack, poczekaj.Nie mogę.
Stanęliśmy obok innej barierki. Mówi:
-Patrz uważnie...
Pllluuunoołłł....
-To obrzydliwe....-mówię.
-Teraz ty.-mówi uśmiechnięty. Dumny z siebie.
Plunęłam. Tak... tak ,,kobieco''.
-To żałosne. Musisz odcharknąć, zamach, ręce prosto, szyja wygięta...
Plunął... Fuuu...
-... Widzisz jak daleko?- mówi, pokazując mi palcem.
Ja charkam... Fuu... Myślę: Zaraz się porzygam...
Plunęłam...
Jack mówi:
-Lepiej, ale popracuj nad tym, musisz lepiej odcharknąć.
Pokazuje mi. W tym momencie widzę, przechodzące obok nas mamę, dwie jej koleżanki i Madame...
Szturcham Jacka w ramię, odwraca się i wyciera twarz.
Mama, Madame i dwie koleżanki idiotycznie się na nas patrzą...
Mówię:
-Mamo. Mogę Paniom przedstawić Jacka Dawsona.
Mama odpowiada:
-Bardzo mi miło.
Mama się na mnie patrzy srogim wzrokiem...
Myślę: Inni byli raczej ciekawi człowieka który mnie ocalił, mama widzi w nim jedynie robaka, niebezpiecznego robaka, którego trzeba szybko zgnieść.
Madame mówi kierując się do Jacka:
-Mówią, że dobrze mieć Pana przy sobie w trudnej chwili.
Jack uśmiechnął się, jak widać zostawił to bez komentarza...
Moja mama się odwróciła do nas plecami i ze swoją ,,świtą'' poszły w dalszą przechadzkę. W tle słychać fanfary. Madame odwraca się do nas i mówi:
-Czeka nas kolacja czy szarża kawalerii?
Zaśmiałam się wymuszanym śmiechem.
Madame odwróciła się do nas plecami i idzie z moją mamą i ,,świtą''.

***

Jest godzina 21:22. Zakładam czarną sukienkę z cekinami, włosy upinam w koka.
Wychodzę z pokoju za mamą i Lukiem. Kierujemy się w stronę klatki schodowej. Widzę u ,,pod nurza'' schodów Jacka, zachowuje się tak jak inni pasażerowie rodzaju męskiego.Uśmiecham się w tym samym momencie gdy się odwraca. Patrzy na mnie jak na oszlifowany diament, albo jak na słynne dzieło sztuki. Schodzę ze schodów, podchodzi do mnie, bierze moją rękę w swoje i całuje swoimi delikatnymi dłońmi w wierzch mojej dłoni. Cały czas patrzy mi głęboko w oczy gdy czyni ten gest. Mówi uśmiechnięty:
-Widziałem taką scenę w ,,Iluzjonie''.Zawsze chciałem to zrobić.
Uśmiecham się.
Łapie mnie pod rękę, i idziemy do restauracji za mamą i Lukiem. Przechodząc przez hol objaśniam mu kto kim jest.
W restauracji chyba miał tremę, ale nie dał tego po sobie poznać. Siadamy przy stole; ja, Luke, Jack, mama i kilku jeszcze bogatych pasażerów. Myślę: Uznali go za swojego, za dziedzica kolejarskiej fortuny, za równego sobie, chodziarz nuworysza, mama jest jak zwykle niezawodna...   W chwili kiedy myśl mi umknęła, mama zapytała się Jacka:
- Jak wyglądają kajuty na dolnym pokładzie? Podobno są całkiem niezłe.
-Lepszych nie widziałem, prawie nie ma szczurów.
Towarzystwo wybuchło śmiechem.
-Pan Dawson podróżuje III klasą. Udzielił pomocy mojej narzeczonej.- mówi Luke.
-Pan Dawson to zdolny artysta, był łaskaw pokazać mi swoje prace.- mówię.
-Ja pojmuję artyzm nieco inaczej niż Rose, bez obrazy.- mówi Luke zwracając się do Jacka.
Przy naszym stole siedział jeszcze konstruktor statku- Thomas Andrewsen.
Jeden z pasażerów siedzący przy naszym stole, mówi:
-Thomas zna każdą śrubkę.
Zwracam się do konstruktora:
-Pański statek to cudo.
Pan Andrewsen odpowiada mi:
-Dziękuję Rose.- gdy to mówi, cały czas się uśmiecha.
Pasażerowie, nakładają sobie na talerze różne specjały, rozmawiają, śmieją się oraz najważniejsze. Jedzą.
W pewnym momencie moja mama znowu zwraca się do Jacka:
-Gdzie Pan właściwie mieszka?
-Mój obecny adres to RMS Titanic. A potem zobaczymy.- Odpowiada z uśmiechem na ustach.
-Skąd Pan opłaca swoje podróże?- Ciągnie tą rozmowę moja mama.
-Pracuję to tu, to tam. Na parowcach handlowych, bilet na Titanica wygrałem w pokera, miałem szczęście- gdy to mówi, wszyscy siedzący przy stole przysłuchiwali się mu uważnie. W końcu spogląda na mnie, uśmiecha się, odwzajemniłam uśmiech.
Jeden z pasażerów mówi:
-Życie to hazard.
-Prawdziwy mężczyzna jest kowalem własnego losu.- mówiąc to Luke przygląda się Jackowi.
Jack się uśmiecha. Moja mama znowu pyta:
-Podoba się Panu taka egzystencja bez korzeni?
-Tak proszę Pani. Mam wszystko czego potrzebuję, powietrze i czyste karty papieru. Lubię rano wstać nie wiedząc co się wydarzy, kogo spotkam- mówiąc to patrzy się na mnie- gdzie mnie żuci los. Wczoraj spałem pod mostem a dzisiaj piję szampana  na największym statku z jaśnie Państwem...- mówiąc to prosi kelnera o dolewkę szampana.
Pasażerowie zaśmiali się.
-... Życie to dar, nie chcę go zmarnować. Człowiek nigdy nie wie, jaka przyjdzie karta, trzeba brać życie takie jakie jest, sprawić by liczył się każdy dzień.
Ludzie siedzący przy naszym stole coś do siebie szepczą. W końcu jeden mówi:
-Dobrze powiedziawszy.
Podnoszę kieliszek z szampanem i mówię:
-By liczył się każdy dzień.- wznoszę toast.
Nasi ,, towarzysze'' podnoszą kieliszki i powtarzają to co ja powiedziałam.
Jack się uśmiechnął.

***

Skończyliśmy kolację. Luke poszedł z kolegami do palarni gratulować sobie, że są mistrzami świata i w ogóle...
Jack powiedział, że idzie do siebie, pożegnał mnie takim samym gestem którym mnie przywitał. Przy pożegnaniu dyskretnie przekazał mi karteczkę z ,,zaproszeniem'' na prawdziwą ,,imprezkę''.
O 22.00,jestem już na klatce schodowej. Widzę naprzeciw zegara opartego Jacka o barierkę plecami, że jest twarzą skierowaną na zegar. Gdy zabił zegar o 22.00 to się odwrócił do mnie i zapytał:
-Chcesz iść na prawdziwą zabawę?
Przytaknęłam. 
Zaprowadził mnie na pokład III klasy. Byliśmy w jakiejś dużej a nawet mega dużej kajucie w której odbywały się dzikie harce.
Grała muzyka, ludzie się bawili, pili, palili i Bóg wie co jeszcze... (:
Ja usiadłam przy stoliku, piłam piwo oraz rozmawiałam z jakimś facetem który nie mówi po angielsku. Patrzę jak Jack tańczy z jakąś dziewczynką, w pewnym momencie powiedział jej:
- Teraz zatańczę z tą Panią.- mówiąc to wskazuje na mnie palcem.
Podchodzi do mnie i mówi:
-Chodź... 
Mina mi zrzedła.
-... No wstań.- mówi to podając mi rękę.
Ja protestuję, ale moje wysiłki idą na marne, nie da się go przekonać.
Ja w końcu mówię:
-Jack, ale ja nie umiem.
Mówi do mnie:
-Przysuń się bliżej.
Przyciąga mnie do siebie swoją ręką, którą położył mi na plecach tak, że między mną a nim jest raptem kilka milimetrów.
Ta dziewczynka smutno na nas patrzy. Jack mówi do niej:
-Ale i tak najbardziej Cię lubię. 
Rozpromieniła się. 
Tańczymy....
Bawimy się, pijemy, jest super...
Jack odprowadził mnie na pokład I klasy pod moją kajutę. Pocałował mnie namiętnie, całuje mnie tak dłuższą chwilę...
Przytulił mnie i otworzył przede mną drzwi, pocałowałam go ostatni raz na dzisiaj. Idę do swojej sypialni. Kładę się na łóżku w tym w czym jestem. Zasnęłam....

sobota, 12 kwietnia 2014

Magiczny rejs

Dzisiaj 11.04.1912 r. przyjechałam z mamą i moim narzeczonym Lukiem do Liverpoolu, po to by popłynąć w rejs na Titanicu do Nowego Jorku.
Stoję na lądzie i patrzę na tego ,,wspaniałego'' Titanica, i nie znajduję powodów, dla których jest tak chwalony. Dla mnie to tylko statek parowy...
-Mamo możemy wracać do Londynu? Coś nie podoba mi się ten Titanic...
-Kochanie- zaczyna mama- Nie możemy wrócić do Londynu. Na pewno spodoba Ci się on. Ten rejs planowany jest na 5 dni, więc musisz uzbroić się w cierpliwość...
-Jezuu...- wyrywa mi się... Robię zdziwioną minę ponieważ mama i Luke mi się natrętnie przyglądają...
Po krótkim namyśle postanawiam wejść na pokład tego parowca.

***

Wnętrze jest pięknie wystrojone oraz wyposażone. Ludzie mieli rację mówiąc ,że Titanic jest statkiem marzeń.
Ja wraz z Lukiem i mamą idziemy do naszej kajuty. Kajuta jest na pokładzie ,,B'' w klasie I.  Luke jest tak szarmancki i otwiera przede mną drzwi, wpuszczając mnie do środka.  
Ściany kajuty są w kolorze bordowym wraz ze złotymi ornamentami, meble są brązowe wraz ze złotymi ornamentami. Kajuta jest dość duża, ma około 5x5 m2.
Zaczęłam od razu wypakowywać swoje ubrania, kosmetyki, biżuterię oraz moje ukochane obrazy.

***

Po wykonanej pracy moja mama oznajmiła mi :
-Rose, możesz doprowadzić się do ładu?
Chcę, żebyś poszła ze mną i z Lukiem na obiad do moich koleżanek.
-Dobrze.-odpowiadam niechętnie.

***

Wychodzę z Lukiem z naszej kajuty. Schodzimy z naszego pokładu na parter piękną klatką schodową w kolorze drewna lipy.
Będąc na parterze kierujemy się w stronę restauracji, zastawa na każdym stole jest ze srebra (sztućce) oraz z porcelany (naczynia).
Przy stole przy którym siedzi moja mama siedzą jeszcze 3 stare kobiety o wielkich majątkach po swoich mężach... Oraz jeszcze młoda dziewczyna- nastolatka o kruczoczarnych włosach, niebieskich oczach i nieskazitelnej urodzie...
Gdy już jesteśmy blisko stołu to moja mama się do mnie uśmiecha. Odwzajemniam uśmiech...
Luke odsunął krzesło, usiadłam na nim i Luke podsunął krzesło. Gdy tak siedziałam moja mama powiedziała:
-Drogie koleżanki, przedstawiam Wam moją córkę Rosalie, w skrócie Rose.
Po pewnym czasie Madame Bijou wstała i zaczęła :
- Rosalie poznaj moją córkę Marię, Maria poznaj Rosalie.
Maria uśmiechnęła się do mnie, odwzajemniłam uśmiech.
 Moja mama rozmawiała ze swoimi koleżankami, a ja nie wytrzymałam, wychodzę z restauracji, moja mama jest na mnie wściekła, ale co tam... (:
Jestem już na promenadzie, opieram ręce na balustradzie ; czuję wiatr we włosach. Po około 5 min, czuję się obserwowana, spoglądam na pokład niżej i widzę bruneta, biednego ale nawet przystojnego który się na mnie gapi...
Patrzę na niego, on się patrzy na mnie, w pewnym momencie delikatnie się uśmiecha, odwzajemniam uśmiech.
On jest taki słodki... <3 Ma piękne brązowe oczy....
Po 10 min, przychodzi Luke, pewnie wysłany przez moją mamę... Kończy to dobre... :(
Wracam z nim niechętnie,,, 
Podczas obiadu myślę o tym brunecie...
Obiad się skończył. Mama jest na mnie wściekła. Zaczyna:
-Rosalie! Co to miało znaczyć??
-Mamoo...
-No co Rose?
-Po prostu nie wytrzymałam, było tam strasznie nudno...
-Rose! To są moje przyjaciółki!!
-To co?
-Dużoo...

***

Po tej wymianie zdań poszłam do swojego pokoju i zaczęłam się przygotowywać na jakąś kolację...
Wybrałam piękną czerwoną suknię, buty też są w takim samym kolorze co suknia.Włosy spięłam w koka.

***

Jest godzina 21:20, przechadzam się z Lukiem po tej samej klatce schodowej po której szłam 6 godzin wcześniej.
Kieruję się z Lukiem do restauracji. Lokaj otwiera przed nami drzwi, wpuszczając nas przy tym do środka. Przy stole przy którym siedzi mama siedzi Madame i Maria. Uśmiecham się do Marii, odwzajemniła uśmiech. 
Maria upięła swoje kruczoczarne włosy w koka, oraz poprzypinała wiele spinek do swoich pięknych, długich, kręconych włosów. 
Założyła piękną turkusową suknię podkreślający kolor jej oczu.

***

Zaczęliśmy jeść, a mama zaczęła rozmawiać z Madame. Mary tylko przysłuchiwała się, grzecznie się zachowywała i jadła...
Wybiegłam z restauracji, rozpłakana, z rozmazanym Make-Upem. 
Biegnę w kierunku rufy statku. Mam w głowie samobójcze myśli...
Chcę wyskoczyć za rufę statku...

Jak myślę tak robię...
Dobiegam do burty statku, wpadam na barierkę zabezpieczającą.
Staję na barierkę, przekładam lewą nogę na zewnętrzną część barierki, podobnie przekładam prawą nogę. Patrzę na swoje stopy, po chwili spoglądam na pokład Titanica. Widzę zbliżającego się tego słodkiego bruneta, który mówi:
- Nie skoczysz.
- A skąd wiesz?
-Bo widzę to po twoich oczach.
Podchodzi do mnie bliżej, mówię:
-Nie podchodź ,bo skoczę.
Zatrzymał się. Mówi:
-Nie skoczysz, nie jesteś do tego zdolna... Pamiętaj gdy skoczysz to ja skoczę za Tobą.
Podchodzi do mnie, widząc strach i przerażenie w moich oczach.
Kładzie swoje delikatne, miękkie dłonie na moich. Trzyma mnie za nadgarstki, chroniąc przed upadkiem. Mówi:
-Postaw prawą nogę na poręczy. Nie bój się. Złapię Cię.
Zrobiłam tak jak powiedział.
Mówi mi:
-Teraz postaw lewą nogę.
Postawiłam prawą nogę nie poradnie na barierce, ale cholerny but się ześlizgnął i zaświsnęłam nad rufą statku..Miał rację mówiąc ,że mnie złapie. Trzyma mnie za dłonie.
Krzyczę, piszczę i bodajże płaczę bo czuję mokrą substancję na moich policzkach.
Mówi mi:
- Spokojnie. Uratuję Cię.
Starałam się być spokojna,ale to w tej sytuacji... Ale w jedną rzecz wierzę ,że mnie uratuje.
Wciąga mnie. Opiera swoje nogi o balustradę i mnie wciąga. Gdy moje nogi są na poziomie tej nieszczęsnej balustrady mówi mi:
-Teraz postaw prawą nogę na balustradzie.
zrobiłam tak ja powiedział. Dodał:
-Teraz postaw lewą nogę.
 Też zrobiłam tak jak powiedział. Teraz moje stopy nie wiszą w powietrzu nad śrubami tylko są na barierkach balustrady. Trzyma mnie mocno za nadgarstki. Nie chce bym wpadła do lodowatej wody.
Mówi mi:
-Teraz przełóż prawą nogę na wewnętrzną stronę barierki, jak przełożysz prawą to przełóż i lewą nogę.
Zrobiłam tak jak powiedział. 
Trzyma mnie dalej swoimi delikatnymi dłońmi, ale teraz nie za nadgarstki tylko za dłonie. Zeskoczyłam z barierki, złapał mnie w talii chroniąc przy tym przed upadkiem.
Trzyma mnie tak dłuższą chwilę; całuje mnie delikatnie w usta... (<3)
Tą sielankę przerywa przyjście Luka, który jest wyraźnie na mnie wściekły (nie ukrywa tego), ale najbardziej jest wściekły na tego słodkiego bruneta...
No cóż, Luke przyłapał mnie w namiętnym uścisku z brunetem (:*)
Luke prowadzi mnie do naszej szalupy mega wściekły, wchodzimy do pokoju, krzyczy:
-Rose!! Co to miało znaczyć??
-A co jest dla Ciebie niezrozumiałe? 
-Wszystko..
Ciężko wzdycham...
-Jezuu... On po prostu uratował mi życie.
-Jak? Przed czym?
-Uratował mnie przed skokiem z Titanica.
-Chciałaś się zabić??!
-Mniej więcej...
-...
Tak zakończył się nasz dialog. Nie rozumiem, dlaczego Luke tak się na mnie wkurzył...
-Luke-mówię
-Tak kochanie?
-Mógłbyś przeprosić tego bruneta?
-Za co? I po co?
-Za to ,że się wkurzyłeś, on tylko mnie uratował. Po to by mu okazać ,że jesteś mu wdzięczny.
-No dobraa...-Jak sobie kochanie życzysz.
Wychodzimy z szalupy, ja w tej samej sukni w sukni w której byłam kiedy zdarzył się ten ,,incydent'', a Luke jak zwykle jest w garniturze...
Kierujemy się w stronę windy. Windą jedziemy na górny pokład z którego chciałam skakać do tej lodowatej wody... Brrr...
Przechodzimy po promenadzie kierując się w stronę ławki na której brunet spał... Biedactwo, zmęczyła go akcja ratunkowa... Pomyślałam. Usiadłam na ławce na której spał i budzę go mówiąc:
-Ej, możesz wstać?
Obudził się. Tak jakbym wypowiedziała jakieś magiczne zaklęcie.
Usiadł, przetarł oczy, był wyraźnie zdziwiony, widziałam to po jego oczach i po minie.
Siedzę z rękami na kolanach, wyprostowana (żeby nie było,że on na mnie źle działa). Spojrzałam na narzeczonego, zachęcając go przy tym do wypowiedzi. Mówię przerywając tą niezręczna ciszę:
-Luke, nie chciałbyś czegoś powiedzieć? 
-Yyy... Szczerze mówiąc chciałbym Cię przeprosić za to ,że tak zareagowałem, gdy ty trzymałeś moją narzeczoną w talii.
-Yyy...-brunet zaczyna- Czyli są to przeprosiny?
-Tak jeszcze na dowód przeprosin chciałbym Cię zaprosić na jutrzejszą kolację. Przyjmujesz zaproszenie?
-Jasne.
-A więc przyjdź jutro do restauracji, ubierz się jakoś.
-Dobrze, dziękuję za  zaproszenie.
Gdy Luke odchodzi, brunet puszcza mi oczko, robi to tak pięknie, że tylko trzeba takiego chłopaka kochać. Szkoda ,że Luke nie jest taki jak ON... (<3)
Wracam z Lukiem na pokład ,,B''. Gdy już jesteśmy na docelowym miejscu mówię do narzeczonego:
- Kochanie, jakby co to idę do Marii, jak chcesz to możesz iść do swoich kolegów.
-No dobrze kochanie. Uważaj na siebie. O której zamierzasz wrócić do kajuty?
-Hmm... Tak około 01:40.
-No dobra. Jest teraz 22:22. Masz teraz trochę czasu dla siebie, nie zawsze musisz być ze mną.
-O tuż to.- mówię- A więc do 01:40.
-Paa.. Trzymaj się.
-Pa, kochanie.
Na pożegnanie całuje mnie w usta i przytula. Mówię...:
-Zaraz...
-Co?
-Muszę się przebrać, przecież nie pójdę w podartej kiecce....
-Fakt. Radzę Ci założyć tą beżową spódnice, brzoskwiniowy żakiet i białą bluzkę. Będziesz wtedy pięknie wyglądała.
-Dzięki za radę.
Jak zaradził tak też zrobiłam, założyłam do tego brązowe baletki na lekkim obcasie. Robię kolejną wymianę zdań sprzed 15 min.
Znowu mnie pocałował i przytulił, ale tym razem wychodzę dumnie z kajuty i kieruję się w stronę kajuty Madame Bijou i Marii.
Robię kilka wdechów, pukam.
Na zapukanie odpowiada mi tylko cisza... Nikogo nie ma...
Jasny gwint. Myślę.
A więc- mówią sobie w duchu-nikogo nie ma... No cóż, pójdę zobaczyć gwiazdy na niebie...
Kieruję się w stronę promenady, otwieram drzwi prowadzące na zewnątrz. Czuję morską bryzę. Tak zawiało chłodem ,że poczułam ciarki, ale co tam... (:
Wychodzę. Zamykam za sobą drzwi, idę przed siebie, dzisiaj na niebie jest strasznie dużo gwiazd...
Dochodzę do balustrady, opieram na niej ręce...Myślę... (<3)
Po moim rozmyślaniu, gapieniu się bezsensownie w niebo i po około 15 min tego bezsensu, czuję na ramieniu czyjąś rękę.
Odwracam się...
To ten brunet...(<3)
Mówi:
-Przepraszam, że Cię przestraszyłem.
-Yyy... Nic się nie stało...
-Widzę, że tak.
-Po prostu jestem dalej w szoku po tym jak mnie ocaliłeś- skłamałam.
-Niech Ci będzie...
-OK.
-Nie było okazji żeby się przedstawić. Jestem Jack Dawson. A ty piękna?
-Miło mi Cię poznać Jack. Jestem Rose De Witt Bukater.
-Mi jest bardzo miło Cię poznać. Mogłabyś mi napisać swoje nazwisko? (:
-Hahahahaha... (:
Jeśli mogę spytać to : Dlaczego?
-Dlaczego co?
-Dlaczego jest Ci bardzo miło mnie poznać :)
-Aha. Dlatego, że jesteś przepiękna.
-Dziękuję :*
Po tej krótkiej wymianie zdań Jack spojrzał mi w oczy i po chwili spojrzał na gwiazdy... Mówi:
-Wiesz co?
-Co?
-Twoje oczy są takie piękne, w mroku ,że dech zapiera, błyszczą się jak gwiazdy, a w dzień... pewnie są normalne. Twoje oczy tak się pięknie błyszczą gdy na nie patrzę. Twoje oczy są jak nieoszlifowany diament za dnia, a gdy wzejdzie księżyc na nieboskłonie zamieniają się w duże, piękne i błyszczące diamenty. Bardzo chciałbym się w nich zanurzyć, jeśli... Ich właścicielka mi na to pozwoli.
-Naprawdę tak sądzisz o moich oczach?
-Tak. Naprawdę.
-Jest mi bardzo miło, że tak sądzisz.
-To mi jest bardzo miło, że dane mi jest patrzeć na takie piękne brązowe oczy.
Chyba się zarumieniłam. Bo czuję, że mi ciepło...
Jack zbliżył się do mnie, pomiędzy jego twarzą a moją jest raptem kilka milimetrów.
Całuje mnie, obejmuje w namiętnym uścisku. Jego usta są takie delikatne, miękkie a zarazem zdecydowane.
Jack jest pierwszą osobą która całuje mnie w taki sposób...
Jego ciało i moje stało się jednym. Objął mnie mocniej, przyciągnął do siebie. Między mną a nim dzieli nas tylko warstwa ubrań. Między nami nie ma nawet warstwy powietrza, tylko te głupie ,,szmatki''....
Tą namiętną chwilę przerwał Jack. Szepcze mi do ucha :
-Przepraszam.
-Za co?
-Za to, że mnie tak poniosło...
-Nic się nie stało. To taka piękna chwila nie warta przeprosin... (<3)
-Ale...
Nie dałam mu dokończyć, pocałowałam go na znak ,żeby umilkł...
Całujemy się....
Jack odsunął się ode mnie, ale nie wypuścił z ramion... Mówi:
-Rose. Jest już późno. Powinnaś odpocząć, tyle się dzisiaj stało... Musisz się wyspać.
-Masz rację Jack.
Jack odprowadza mnie do drzwi. Mówię:
-Dobranoc. I do jutra.
-Do jutra. Będę tu na Ciebie czekał. Wiesz gdzie mnie szukać... (:
-O tak. Dobranoc.
Jack całuje mnie na pożegnanie i przytula.
Idę sama w kierunku pokładu ,,B''.
Przychodzę do swojego pokoju, kieruję się w stronę łazienki, myślę już tylko o tym by zanurzyć się w świecie marzeń, fantazji, wspomnień... Myślę zarazem o Jacku. (<3) Kochanie moje... :*
Odkręciłam z ,,baterii'' ciepłą wodę, biorę kąpiel... Po 10 min byłam świeża, czysta i wykąpana. Zakładam teraz moją ulubioną piżamę. Wychodzę z łazienki, kieruję się do sypialni, patrzę na zegar.Jest godzina 00:40. Jestem strasznie zmęczona po tym pracowitym i długim dniu... pomyślałam
Kładę się na łóżku, tak jak się położyłam, to tak zasnęłam...

sobota, 5 kwietnia 2014

Najdłużej żyjący po katastrofie pasażerowie...

Ostatnią osoba pamiętającą katastrofę Titanica była Lillian Gertrude Asplund - Amerykanka, która w chwili tragedii miała 5 lat, zmarła 6 maja 2006 roku. Dwie inne osoby, podróżujące ,,Titanikiem', żyły dłużej niż Lilliana Asplund, ale w momencie katastrofy były zbyt małe,by cokolwiek pamiętać. Barbara West  (zmarła 16 października 2007) miała wtedy rok i dwa miesiące, a Millivin Dean (zmała 31 maja 2009- zaledwie 2 miesiące. Lista 10 najdłużej żyjących pasażerów Titanica, którzy przeżyli katastrofę:
  • Beatrice Sandsrom (9 sierpnia 1910- 3 września 1995), umarł w wieku 85 lat ( rok i 8 miesięcy w dniu katastrofy)
  • Eva Hart (31 stycznia 1905-14 lutego 1996), umarła w wieku 91 lat (7 lat w dniu katastrofy)
  • Edith Brown (27 października 1896 – 20 stycznia 1997), umarła w wieku 100 lat (około 15 lat w dniu katastrofy)
  • Louise Laroche (2 lipca 1910 – 28 stycznia 1998), umarła w wieku 87 lat (rok i 9 miesięcy w dniu katastrofy)
  • Eleanor Ileen Johnson (23 września 1910 – 9 marca 1998), umarła w wieku 87 lat (rok i 7 miesięcy w dniu katastrofy)
  • Michel Marcel Navratil (12 czerwca 1908 – 30 stycznia 2001), umarł w wieku 92 lat (ostatni mężczyzna z Titanica; 3 lata i 9 miesięcy w dniu katastrofy)
  • Winnifred Quick (23 stycznia 1904 – 6 lipca 2002), umarła w wieku 98 lat (8 lat w dniu katastrofy)
  • Lillian Asplund (21 października 1906 – 6 maja 2006), umarła w wieku 99 lat (ostatnia osoba pamiętająca katastrofę; 5 lat w dniu katastrofy)
  • Barbara West (24 maja 1911 – 16 października 2007), umarła w wieku 96 lat (10 miesięcy w dniu katastrofy)
  • Millvina Dean (2 lutego 1912 – 31 maja 2009), umarła w wieku 97 lat (najmłodsza i ostatnia pasażerka Titanica; 2 miesiące w dniu katastrofy)

Pasażerowie Titanica...




W nocy z 14 na 15 kwietnia mija 100. rocznica katastrofy Titanica. Na pokładzie tego wyjątkowego statku nie brakowało ciekawych osobistości – biznesmenów, milionerów, sportowców, aktorów. "Titanic, jako arcydzieło ówczesne inżynierów, był statkiem przeznaczonym przede wszystkim dla najzamożniejszych. Na pokładzie znaleźli się jednak także ubożsi. Większość z nich straciła w katastrofie życie. Zyskali za to wieczną sławę." 
Przedstawiamy niezwykłe historie pasażerów jedynego rejsu Titanica.



Karl Behr


Jednym z ocalałych pasażerów Titanica był amerykański tenisista Karl Behr. Po latach tłumaczył, że głównym powodem, dlaczego zakupił bilet na tę podróż, był fakt, że jedną z pasażerek miała być siostra jego przyjaciela, w której się zakochał – Helen Newsom. Niestety, jej matka nie akceptowała tego uczucia. 
Tragedia zbliżyła młodych jeszcze bardziej, mimo niesłabnącej niechęci ze strony matki Helen. Kilka minut po kolizji statku z górą lodową Behr zadbał o to, by jego wybranka wraz z rodziną znalazła się w łodzi ratunkowej. Karl wyznał młodej kobiecie miłość w szalupie i oświadczył się jej. Para bezpiecznie dotarła do Stanów Zjednoczonych, gdzie odbył się ślub. Małżeństwo doczekało się czwórki dzieci.


Violet Constance Jessop


Jessop była stewardessą, która pracowała na trzech największych liniowcach początku XX wieku – na statkach Titanic, Olympic i Brittanic. Wszystkie z nich uległy katastrofie, lecz ona wszystkie je przeżyła!
Violet była córką irlandzkich emigrantów, którzy w latach 80. XIX wieku przenieśli się do Argentyny. W dzieciństwie przeżyła gruźlicę, mimo że prognozy lekarzy nie dawały jej żadnych szans.
Po śmierci swojego ojca dziewczyna opuściła Amerykę Południową, by rozpocząć pracę na statkach. Podczas piątego rejsu Olympica była świadkiem kolizji tego statku z okrętem wojennym HMS Hawke. Kilka miesięcy później była już na pokładzie Titanica, który utonął, a kobieta uratowała się, wskakując do jednej z łodzi ratunkowych. Wzięła ze sobą płaczące dziecko, które następnie inna kobieta odebrała jej na pokładzie Carpathii – statku, który dotarł na miejsce katastrofy, by nieść ratunek tonącym.
Z kolei podczas feralnego rejsu statkiem Britannic w 1916 roku Jessop wyskoczyła sama za burtę, by uniknąć wkręcenia przez śruby. Jak tłumaczyła później, odważny i niebezpieczny skok do wody przeżyła tylko dzięki swoim grubym kasztanowym włosom, które miały zamortyzować uderzenie o taflę. Ratując się, zdążyła wziąć szczoteczkę do zębów, bo - jak mówiła – po zatonięciu Titanica to właśnie tego najbardziej jej brakowało.
Po przejściu na emeryturę otrzymała telefon od osoby, która podawała się za uratowane przez nią dziecko. Zmarła w 1971 roku, w wieku 84 lat.


Edith Rosenbaum


Edith Rosenbaum (później zmieniła nazwisko na Russell) była stylistką i dziennikarką, która zajmowała się modą. W trakcie rejsu wynajęła dwie kabiny – jedną przeznaczyła dla siebie, a drugą – na swoją garderobę. W latach 1910-1912 podróżowała między Paryżem a Nowym Jorkiem, pisząc o nowinkach świata mody w obu tych miastach. Była zatrudniona przez wiodący wówczas magazyn o modzie „Women’s Wear Daily”.
Podczas podróży Titanikiem prowadziła pamiętnik, z którego dowiadujemy się o jej smutnych doświadczeniach życiowych. W roku 1911 uległa wypadkowi samochodowemu we Francji, w którym zginął jej narzeczony – Ludwig Loewe, niemiecki producent broni.
Gdy 14 kwietnia 1912 roku, będąc na pokładzie Titanica, otrzymała informację o zderzeniu statku z górą lodową, wzięła ze sobą tylko ulubioną, szczęśliwą świnkę–zabawkę. Zdołała wskoczyć do łodzi ratunkowej, choć po latach tłumaczyła, że bała się wysokości, na której była zawieszona szalupa. Była jedną z osób uratowanych przez załogę statku Carpathia. Tam umilała czas uratowanym dzieciom swoją zabawką.
Po katastrofie Edith prowadziła nadal barwne i ciekawe życie, spotykając wielu wpływowych ludzi. Nigdy nie wyszła za mąż ani nie miała dzieci. Historia świnki, która przynosiła jej szczęście, została przedstawiona w książce dla dzieci „Pig on Titanic” (tłum. „Świnka na Titanicu”) autorstwa Gary’ego Crewa.... 
(Po lewej: Edith Russell w towarzystwie dwóch innych pasażerów Titanica - Reginalda Burgessa po lewej i Edwarda Ryana po prawej)


Dorothy Gibson



Paradoksalnie, dla niektórych przeżycie tragedii było nie tylko szczęściem w nieszczęściu, lecz również otworzyło ścieżkę kariery.
Doroty Gibson - nieznana, początkująca aktorka - podróżowała na pokładzie Titanica do Ameryki, gdzie miała spotkać się ze swoim kochankiem Julesem Brulatourem, człowiekiem związanym z amerykańskim przemysłem filmowym.
Przebieg katastrofy zainspirował młodą aktorkę do zekranizowania tego wydarzenia. Brulatourowi spodobał się pomysł i już kilka dni (!) po zatonięciu Titanica rozpoczęto zdjęcia do produkcji w studiu Fort Lee Studio w New Jersey.
W kilku scenach Gibson wystąpiła dokładnie w tej samej kreacji, w której ratowała się podczas katastrofy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku – białej jedwabnej sukni i brązowym zapinanym sweterku. Film trafił na ekrany zaledwie miesiąc po tragedii i osiągnął sukces tak w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie. 
Po latach konkubinatu, Brulatour oświadczył się Gibson i para wzięła ślub w 1917 roku. Gibson nie odnalazła się jednak w roli żony i po rozstaniu z mężem opuściła Amerykę.


Ida i Izydor Strauss


Jedna z najbardziej wzruszających historii dotyczy zamożnej pary małżeńskiej – Idy i Izydora Straussów. Ida Strauss okazała się lojalną i bezgranicznie zakochaną kobietą, kiedy zdecydowała zostać przy mężu aż do końca. Odmówiła wejścia na łódź ratunkową, gdy okazało się, że można ratować jedynie kobiety i dzieci. Tym samym skazała się na pewną śmierć. Para zatonęła.
Strausowie byli sobie również bardzo oddani także wcześniej – za każdym razem, gdy Izydor udawał się w podróż, Ida pisała do niego codziennie jeden list.


Benjamin Guggenheim


Amerykański biznesmen i spadkobierca przemysłowej fortuny Benjamin Guggenheim znany był pod pseudonimem „Srebrny Książę” - ze względu na swoje zainteresowanie kruszcem, który był wydobywany w jego kopalniach.
W roku 1912 trafił na pokład Titanica jako pasażer pierwszej klasy. Historia śmierci Guggenheima do dziś wydaje się mało prawdopodobna, choć kilkunastu świadków wielokrotnie ją potwierdzało.
Gdy Benjamin zrozumiał, że sytuacja jest poważna, zadbał o to, by podróżująca z nim kochanka oraz jej pokojówka znalazły się na łodzi ratunkowej. Następnie, wraz ze swoim lokajem Victorem Giglio, ubrali najlepsze smokingi i paląc cygaro czekali w spokoju na mającą nadejść śmierć. Osobom, które oferowały mu pomoc Benjamin tłumaczył, że nie chce zginąć jak tchórz, który zajmuje miejsce w łodziach kobietom i dzieciom. Prosił także, by po katastrofie jego zachowanie zostało zrelacjonowane jego żonie.

Serce Oceanu...

Hope  


diament pochodzący z Golkondy w Indiach. Uchodzi za największy barwny diament.
Został zakupiony w kopalni Kollur i przywieziony w 1668 do Francji przez Jeana Baptistę Taverniera z jego szóstej podróży. Kupił go (wraz z innymi kamieniami) król FrancjiLudwik XIV. Był to wtedy błękitny diament o masie 112 karatów. Podróżnik nadał mu imię „Niebieski Tavernier”, a na francuskim dworze przez długie lata zwano go „Wielkim Niebieskim Diamentem”.
Kamień został oszlifowany, co zmniejszyło jego masę do 67 karatów. Ludwik XIV miał go na sobie tylko raz, potem Ludwik XV pożyczył go Jeanne Becu, a Ludwik XVI dał klejnot do noszenia Marii Antoninie do czasu wprawienia go w Złote Runo. Do rewolucji francuskiej znajdował się w skarbcu.
Diament został ukradziony w 1792 w czasie plądrowania upaństwowionych zbiorów królewskich. Pojawił się w Londynie w roku 1830 i został kupiony przez bankieraHenry'ego Philipa Hope'a, który nazwał go swoim nazwiskiem.
Później kamień trafił do sejfu nowojorskiego jubilera, a następnie do sejfu rosyjskiego księcia. Był również w skarbcu osmańskiego sułtana i w 1911 roku został sprzedany przez Pierre'a Cartiera amerykańskiemu miliarderowi Edwardowi B. McLeanowi(właścicielowi „Washington Post”) za sumę 15 000 dolarów.
Nieszczęśliwe losy kolejnych jego właścicieli spowodowały, że zaczęto przypisywać mu moc przynoszenia nieszczęścia. W 1958 roku jego obecnie ostatnim nabywcą zostałHarry Winston (słynny amerykański jubiler), który podarował go waszyngtońskiejSmithsonian Institution. Dzisiaj kamień – po ponownym oszlifowaniu – waży 45,52 karata i jest oprawiony w wisior. Wzmianka o tym diamencie pojawia się w filmie Titanic z 1997 r. kiedy to grupa profesjonalnych poszukiwaczy pragnie odnaleźć „Serce Oceanu”.