Nasza szalupa zbliża się do dryfującej niedaleko Carpathii.
Carpathia w porównaniu do Titanica, jest strasznie mała, posiada 1 komin i w ogóle jest mała...
Ale, (dzięki Bogu) jedynie ten mały parowiec, zareagował na wezwanie SOS. Ludzie załogi Carpathii nas wciągnęli na pokład, ja wraz z Jackiem, trafiliśmy na pokład dla III klasy, ale nic nie miało już znaczenia, poza tym ,że byliśmy na reszcie razem! Nic nie było już istotne. W mojej głowie tworzyły się tysiące pytań:
Co będzie potem? Gdzie zamieszkamy? Czy ktoś z mojej rodziny żyje? Czy przeżył kapitan i pan Andrews?
Na te pytania nie znam odpowiedzi, ale wiem, że będziemy żyć razem. Na zawsze.
Przytulam go, szepczę mu do ucha:
-Jack, jak ja cię bardzo kocham.
-Nie, to ja, kocham cię bardziej.- mówiąc to, uśmiechnął się tak jak lubię.
Zaczął mnie całować...
***
Siedzimy na krzesłach, no i rozmawiamy, opowiada mi komiczne sytuacje... Ja się, śmieję z na prawdę śmiesznych sytuacji.
Tak minął mi dzień czwarty...
Podobnie też minął nam, dzień piąty..
***
Ostatniego dnia podróży, zaczął padać deszcz. Dopływamy do Nowego Jorku, ja przyglądam się Statule Wolności. Trzymam cały czas rękę Jacka. W pewnym momencie podchodzi do nas jakiś oficer z parasolem i jakimiś kartkami. Mówi do nas:
- Proszę podać nazwisko.
Po krótkim namyśle, odpowiadam:
-Dawson. Rose Dawson.
Jack, na mnie patrzy ze zdziwieniem w oczach, ten oficer pyta się go dokładnie o to samo. Odpowiada:
-Dawson. Jack Dawson.
Oficer mówi do nas ściągając na chwilę chwilę, swoją czapkę oficerską:
-Powodzenia.
-Dziękujemy-odpowiadam w naszym imieniu.
Jack trzyma mnie cały czas za rękę, gdy ten oficer sobie poszedł, zapytał się mnie:
-Od kiedy masz na nazwisko Dawson?
-Od dzisiaj.
-A dlaczego?
-Bo chcę spędzić resztę życia.
Uśmiechnął się triumfalnie, przytulił mnie i pocałował w czoło.
Położyliśmy się gdzieś na jakimś kocu, i zasnęliśmy...
***
Budzimy się gdy promienie słoneczne świeciły akurat nam po oczach...
Carpathia przypłynęła już do stoczni w Nowym Jorku, i pasażerowie już po prostu wychodzili ze statku pasażerskiego.
Wychodzimy ja i Jack, trzymamy się cały czas za ręce...
No cóż, jesteśmy już w Nowy Jorku, pomyślałam. Ta katastrofa nie była tego warta.
***
Ja i Jack, zamieszkaliśmy w jakimś motelu. Nareszcie spaliśmy w łóżkach. (:
Następnego dnia, do naszego pokoju, przyszła gazeta. W niej było, pełno o katastrofie Titanica.
***
Po jakimś czasie Jack znalazł pracę, z pieniędzy zarobionych wynajął małe mieszkanko. I w nim razem mieszkamy.... Pracuje jako malarz, a ja siedzie w domu i zajmowałam się rzeczami które są normą dla każdej kobiety.
***
Dzisiaj przyszła nowa gazeta, a w niej było o ofiarach.
Przeczytałam ,że ciało mojego (byłego) narzeczonego, nie zostało znalezione...
***
Z dnia na dzień, starałam się, żyć dalej, żyć normalnie.... No cóż, życie toczy się dalej.
Jack jest jeszcze wspanialszy w roli męża...
***
Dzień za dniem wyglądał tak samo.....
Koniec!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz